Marta Bartnicka, Agenor Hofmann-Delbor
Perspektywa globalna dla tłumaczy nadal bardzo dynamicznie się zmienia. Jedno jest jednak pewne: problemy branży tłumaczeniowej już dawno przestały tworzyć zamknięty, odrębny świat. Machina branżowa jest mocno spleciona z globalnymi procesami i trendami, które dotyczą całego świata. Globalne docieranie do klienta, globalni tłumacze, globalne projekty. To hasła, od których trudno uciec i które są nieuchronnie związane z życiem opartym na nieustannym działaniu w Internecie.
Wiemy już, że warto tłumaczyć, kiedy trzeba to zrobić, a kiedy nie ma innego wyjścia. Dlaczego więc coraz częściej mowa jest o „lokalizacji”, a nie tłumaczeniu? I co to właściwie znaczy?
Co to właściwie znaczy „lokalizacja”?
Nie ulega wątpliwości, że „lokalizacja” stała się dość modnym marketingowo hasłem, które powstało, bo coraz więcej produktów, usług i pomysłów nie mogłoby funkcjonować na lokalnych rynkach po przełożeniu 1:1. Nie wszystko byłoby zrozumiałe — a produkt niezrozumiany to produkt zalegający na półkach, nawet jeśli są to półki czysto wirtualne. Jest to więc z pewnością pewien proces adaptacji tłumaczenia, a niejednokrotnie adaptacji całego produktu. Proces, którego liczne elementy są techniczne i wykraczają poza sprawy znane absolwentom kierunków tłumaczeniowych. Jak więc musi wyglądać tłumaczenie, aby określić je mianem lokalizacji? Nie ma sztywnej definicji i z pewnością będą sytuacje sporne.
Najprościej rzecz ujmując, lokalizacją będzie takie tłumaczenie, które w tekście wynikowym uwzględnia aspekty lokalnej kultury i wymagań technicznych danego języka.
Jak już wspomniano, lokalizacja często dotyczy całych produktów. Dobrym przykładem jest przemysł motoryzacyjny. Samochody zjeżdżające z linii montażowych są zwykle identyczne pod względem technicznym, bez względu na to, czy mają być sprzedawane w Anglii, czy we Francji. A jednak konieczność dostosowania się do lokalnych przepisów powoduje, że raz kierownicę montuje się po lewej, a raz po prawej stronie. To też nic innego jak lokalizacja produktu. W tym wypadku nie dotyczy ona ani jednej linijki tekstu. Pokuśmy się więc tym razem o jakąś wystarczająco ogólną definicję:
Lokalizacja jest procesem przetworzenia obiektu z jednego środowiska kulturowego do drugiego, w ramach którego obiekt zachowuje swoje najistotniejsze cechy, a cechy nieprzekładalne na inną kulturę są w miarę możliwości zastępowane odpowiednikami zrozumiałymi dla odbiorcy.
Ogólnikowo, bo przecież mówimy o sztucznych nazwach i wymyślonych, umownych pojęciach. W praktyce jednak ogólniki nikogo nie interesują. A mówiąc o lokalizacji, zwykle mówimy o lokalizacji oprogramowania.
Czym jest internacjonalizacja?
Branża lubi słowa klucze, skrótowce i hasła. Nic więc dziwnego, że „lokalizacja” dołączyła do już funkcjonującej od lat globalizacji i znalazła swoje miejsce w szeregu. Pojawiło się też piękne słowo „internacjonalizacja”, które z pewnością miałby chętnie na ustach każdy szykujący się do ataku bolszewik. Nie warto jednak szukać czapki z czerwoną gwiazdą, ponieważ chodzi o coś innego.
Internacjonalizacja jest procesem przygotowania produktu do lokalizacji.
Na pozór wydaje się to prostym zadaniem. Ot, rzucam tłumaczowi na biurko stertę dokumentów. Tadam! Lub jeszcze lepiej — uprzejmie proszę o wykonanie tłumaczenia, kładąc na biurku papiery cicho niczym ninja. Niestety, w świecie systemów CMS, projektów informatycznych i pracy w rozproszonych zespołach jest to proces w wielu obszarach trudniejszy niż lokalizacja, lecz wciąż ściśle z lokalizacją powiązany.
O pojęciu internacjonalizacji zaczęto mówić głośniej po premierze Windows 95 (sierpień 1995). Wieść niesie, że Microsoft zorientował się wówczas, że popełnił liczne błędy na etapie projektowania i tworzenia oprogramowania, które w konsekwencji znacznie utrudniły lokalizację i pogorszyły jej jakość. Niektóre błędy z tamtego okresu przetrwały do czasu Windows XP. Powstała wówczas zupełnie nowa metodyka pracy i wiele firm również zaczęło szukać sposobu lepszego uświadomienia programistom wpływu ich decyzji na inne procesy, zwłaszcza lokalizację i testy.
Internacjonalizacja ma kluczowe znaczenie przy przygotowaniu produktów, które dzięki profesjonalnej lokalizacji lepiej sprawdzą się na danym rynku. Ma to ogromny wpływ na sprzedaż, a więc i na zyski:
- obniża koszt lokalizacji produktu;
- zmniejsza ilość prac technicznych;
- zapewnia spójność produktu;
- umożliwia osiąganie przez tłumaczy wyższej wydajności (szybsze przetłumaczenie produktu);
- zapewnia elementy testowania już na etapie tworzenia produktu, co obniża koszty i skraca czas testowania po zakończeniu lokalizacji.
A jak to się wiąże z globalizacją?
Internacjonalizacja powróci tu jeszcze za kilka kiwnięć kocim ogonem. Teraz jeszcze jedna definicja:
Globalizacja to proces wykorzystywania możliwości stwarzanych przez globalną gospodarkę i technologię, aby produkować taniej, wydajniej i szybciej, a jednocześnie bez zbędnych opóźnień docierać do odbiorców na całym świecie.
Z perspektywy lokalizacji oprogramowania będzie to po prostu działanie mające na celu dostarczanie produktów wielojęzycznych w skali globalnej. To działania strategiczne, planowanie, wizja. Elementami globalizacji są praktyczne realizacje i prace, czyli na przykład internacjonalizacja — wspomniane już działania umożliwiające poprawne tłumaczenia produktów — i lokalizacja.

Teraz ustalmy w końcu hierarchię i dodajmy skrótowce (wszyscy lubią skrótowce!).
- Najpierw mamy G11n, czyli G-jedenaście znaków-n. Globalization.
- Potem czas na internacjonalizację ze skrótowcem I18n, czyli I-osiemnaście znaków-n. Internationalization.
- I wreszcie lokalizacja będzie przedstawiana analogicznie jako L10n, a zatem L-dziesięć znaków-n. Localization.
Czytając „l10n” szybko, zobaczymy oczywiście lwa. Niekoniecznie króla lwa. Powiedzmy, że typowego lwa z klasy średniej, który pół życia spłaca kredyt na kawałek pustynnej trawy i wysyła lwie dzieci do prywatnej szkoły polowania. W praktyce wciąż po prostu kota, najważniejsze zwierzę branżowe, które już wydrapuje sobie miejsce w jednym z następnych rozdziałów. Lwie nawiązanie do skrótowca pochodzącego od słowa localization wykorzystuje się w branży często. Ba, jedna z największych, globalnych firm lokalizacyjnych zawiera w nazwie ten właśnie skrót, a jej logo to lwia grzywa.
Aby jednoznacznie pokazać, co jest większe, ważniejsze i złożone, warto zbudować drabinkę hierarchii pojęć. Wygląda mniej więcej tak:

Hierarchia ta pokazuje, że tłumaczenia, a nawet lokalizacja, nie funkcjonują odrębnie. Są de facto częścią większych działań firm w skali globalnej. Nie można więc mówić poważnie o branży lokalizacyjnej w oderwaniu od pojęcia globalizacji. Bez globalizacji nie byłoby lokalizacji.
Ta zaś wymusza, aby produkty:
- były przetłumaczone na lokalne języki;
- działały poprawnie we wszystkich przewidzianych funkcjach;
- zostały dostarczone klientom na lokalnym rynku.
O tym, jak to właściwie zrobić, dowiesz się w innych tekstach z naszej bazy wiedzy i na naszych szkoleniach.
Tekst (po niewielkich zmianach) pochodzi z książki „Programiści i tłumacze”.